logo
Wtorek, 07 maja 2024
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 
Rok A - Adwent - 4 niedziela

Oprzeć się na Bogu, by być oparciem dla innych
Ks. Piotr Szyrszeń SDS 2007-12-23
Iz 7,10-14; Rz 1,1-7; Mt 1,18-24
Pozwólcie, że na początku tego rozważania przywołam obraz, którym posłużył się o. Raniero Cantalamessa, kaznodzieja papieski, w trzecim rozważaniu adwentowym wygłoszonym dla papieża i jego współpracowników w ubiegły piątek, 21 XII 2007 r. Część tego rozważania poświęcił on cnocie nadziei. Odwołał się do opowiadania pewnego duńskiego pisarza (Johannes Joergensen) pt. «Nić z wysoka»: pająk spuszcza się z gałęzi drzewa po nici, którą sam wytwarza. Natrafiając na płot czy inne stosowne miejsce zaczyna wić swoją sieć, dzieło doskonałe pod względem symetrii i funkcjonalności. Sieć ta jest utworzona przez wiele nici rozciągniętych między wieloma punktami zaczepienia, wszystko natomiast jest podtrzymywane w centrum przez ową nić, po której pająk zszedł sobie z góry. Jeśli ktoś zerwie jedno z bocznych włókien, pająk wychodzi ze swej kryjówki, szybko je naprawia i wraca na swoje miejsce. Jeśli jednak zerwana zostanie owa nić biegnąca z góry, wszystko ulega zniszczeniu, a pająk odchodzi ponieważ w tym miejscu nie ma już nic do roboty. Kaznodzieja papieski stwierdził, że obraz ten pokazuje, co dzieje się kiedy zerwie się ową nić biegnącą z góry, jaką jest cnota teologiczna nadziei. Jedynie bowiem ona, nadzieja, może „zakotwiczyć” ludzkie nadzieje w czymś, co nie zawodzi.
 
Dlaczego odwołuję się to tego obrazu opowiedzianego przez o. Raniero. Otóż, niewątpliwie potrzebujemy ludzkich punktów oparcia i dobrze, jeśli je mamy. Ale potrzebujemy przede wszystkim mocnego zakotwiczenia w Bogu. Małżonkowie Maryja i Józef – potrzebowali się nawzajem i nikt raczej nie ma wątpliwości, że oni oboje i każde z nich z osobna mocno oparło się na Bogu i Jego słowie przekazanym przez anioła. I właśnie dzięki temu oparciu się na Bogu, stanowili mocną podporę dla siebie nawzajem w trudnych sytuacjach, jak ta z dzisiejszej Ewangelii.
 
Przyjrzyjmy się sytuacji opisanej na kartach dzisiejszej Ewangelii. Oto Maryja, w stanie błogosławionym staje przed Józefem. Pod swym sercem nosi Syna Boga Najwyższego. Zapada niezręczna cisza. Nic nam nie wiadomo o słownej reakcji Józefa w chwili dostrzeżenia ciąży Maryi czy też na wiadomość o ciąży Maryi. Zresztą Ewangeliści nie zapisali żadnego słowa Józefa. Józef w Ewangelii milczy.
 
Przyglądając się dziś tym dwojgu małżonkom może warto przypomnieć sobie te sytuacje, gdy z różnych powodów w naszych domach czy wspólnotach zapadała krępująca cisza…, a może rozpoczynała się burza… Może nawet nie musimy się specjalnie wysilać, by takie sytuacje sobie przypomnieć; one same przychodzą na myśl. Ileż razy oczekiwaliśmy - jak Maryja -, że znajdziemy punkt oparcia w bliskim człowieku. Może też zdarzyło się nam, że nie znaleźliśmy takiego oparcia i dziś trudno zaufać po raz kolejny… Zauważmy, że z jaką tęsknotą czekamy na Święta i ich atmosferę, ale może są też takie osoby które czekają na Święta z tęsknotą i obawą równocześnie; ciągnie je coś do domu – z jednej strony i z lękiem do niego wracają – z drugiej. Ich serce mocno bije, tłucze się niemal w piersi, i pyta „czy znajdę oparcie? czy zostanę przyjęty? czy zostanę zrozumiana? …”.
 
Maryja „znalazła się brzemienną”, „znalazła się stanie błogosławionym” zanim rozpoczęli wspólne życie z Józefem, jej małżonkiem. Stało się to „za sprawą Ducha Świętego” tyle tylko, że o tym fakcie wiedziała tylko Maryja. Józefowi ten fakt był nieznany. Ktoś obserwujący tę sytuację z boku mógłby z przerażeniem stwierdzić, że oto mamy do czynienia z sytuacją, o której mówi Księga Powtórzonego Prawa (Pwt 22,20): wszak zgodnie z prawem, za niedochowanie dziewictwa Maryi, przyrzeczonej Józefowi, groziła kara śmierci przez ukamienowanie w progu rodzinnego domu. Ewangelista Mateusz wyjaśnia nam szybko, że „poczęła za sprawą Ducha Świętego”, ale przecież Józef tego nie wiedział. Wielkie wyzwanie, jakie staje przez Józefem polega na tym, by spojrzeć na tę sytuację nie tylko po ludzku, ale zobaczyć ją oczyma Boga. Bo to, co z perspektywy ludzkiej wydaje się być przekroczeniem Prawa, z perspektywy Bożej wygląda zupełnie inaczej. A więc trzeba spojrzeć na tę sytuację nie tylko po ludzku, ale zobaczyć ją oczyma Boga.
 
„Jej mąż Józef był człowiekiem sprawiedliwym”. Co oznacza określenie„był sprawiedliwy”? Niektórzy twierdzą, że w swej uczciwości nie chciał dać swojego imienia i nazwiska dziecku, którego nie był ojcem; będąc jednak przekonanym o cnocie Maryi zrezygnował z uruchomienia w tym przypadku rygorystycznej procedury przewidzianej prawem, której owocem mogłoby być orzeczenie kary śmierci.
 
Józef czegoś w tej sytuacji nie rozumie, żywi jakieś wątpliwości, czuje że staje wobec jakiejś tajemnicy i dlatego w swej sprawiedliwości postanawia „rozstać się z nią po kryjomu” [„zamierzał po cichu się z nią rozstać” = „zamierzał oddalić ją potajemnie”]. Wydaje się, że jest to niezwykle istotny moment. Józef przeczuwa, że uczestniczy w czymś, czego nie potrafi ogarnąć. Przeczuwa, że tej sytuacji nie da się zmierzyć miarą przepisu prawnego. Gdyby miał postąpić zgodnie z prawem obowiązującym w jego czasach, musiałby złożyć doniesienie na Maryję, która prawdopodobnie zostałaby ukamienowana. Strzegące świętości małżeństwa prawo czystości legalnej surowo karało ciążę przedmałżeńską.
 
Józef „był człowiekiem sprawiedliwym”. Wszystko w aspekcie zewnętrznym wydawało się wskazywać na popełnienie przez Maryję czynu zakazanego, a jednak Józef ma wątpliwości i decyduje się powstrzymać od złożenia doniesienia na Maryję. Z czasów rzymskich przetrwało powiedzenie: „dura lex, sed lex” („twarde prawo, ale prawo” – trzeba je stosować). Józef nie jest sprawiedliwym w ten sposób, by bezmyślnie czy automatycznie stosować twarde prawo. Jego sprawiedliwość jest większa. Nie koncentruje się na literalnym przestrzeganiu prawa, ale szanuje misterium człowieka, szanuje tajemnicę której do końca nie rozumie. Owocem tak rozumianej sprawiedliwości jest to, że ratuje życie niewinnej Maryi i Jezusa. Powiedzmy raz jeszcze: ratuje życie dwojgu ludziom: Maryi i Jezusowi. Gdyby postępował według zasad sprawiedliwości przyjmowanych przez niektórych sobie współczesnych, uśmierciłby niewinną kobietę i dziecko, które było obiecanym Mesjaszem. I jeszcze może tłumaczyłby, że przecież takie jest prawo, że przecież prawo na to pozwala. Tymczasem Józef to przykład człowieka, który żyje według zasady, że „bardziej trzeba słuchać Boga niż ludzi”, słuchać Boga, który jest pierwszym i najwyższym Prawodawcą.
 
W niektórych przekładach Pisma Świętego znajdziemy stwierdzenie, że Józef „był człowiekiem pobożnym”. Jego sprawiedliwość polegała na tym, że nie patrzył na świat/ludzi jedynie „po ludzku”, że patrzył na świat/ludzi „po-Bożemu”, że myślał „po-Bożemu”. Jego sprawiedliwość polegała na tym, że dał sobie czas na wyjaśnienie czegoś, czego nie rozumiał. Jego sprawiedliwość polegała na tym, że nie skoncentrował się jedynie na zimnej literze prawa, ale pozwolił Bogu, by Bóg mógł mu najpierw zaistniałą sytuację dać dokładniej poznać. Józef ma przed oczyma przepisy Prawa Mojżesza, ale przede wszystkim słucha głosu Boga, który do niego przemawia poprzez anioła. I tak wracamy do naszej myśli, że dać Bogu należne miejsce w naszym życiu.
 
Pytam siebie dziś w IV Niedzielę Adwentu: „jak być oparciem dla współbrata?”. Może i Ty pytasz siebie w przeddzień Wigilii: „jak być oparciem dla żony-męża, dziecka, przyjaciółki, krewnego, kolegi z pracy czy studiów?”. I odpowiedzi szukam w postawie Józefa. W milczeniu, w ciszy swego serca Józef słucha siebie i słucha Boga. Rozważa ludzkie sposoby wyjścia z zaistniałej trudnej sytuacji, ale również wsłuchuje się w głos Boga rozbrzmiewający w jego sercu [głos anioła]. Wszystko rozgrywa się niejako w trakcie „modlitwy”.
 
Już jutro zasiądziemy przy stole wigilijnym, a wcześniej weźmiemy do ręki opłatek. Popłyną życzenia, wdzięczność, dobre słowa,… Może warto dać wcześniej odrobinę chociaż, jeśli odrobina wystarczy, czasu sobie i Bogu; czasu, który zaowocuje w nas – jak w Józefie – nadzieją, że potrafimy być oparciem dla bliskich i przygodnie spotkanych osób. Ten czas przyda nam się po to, by odkryć odpowiednie słowo, a przede wszystkim przyjąć odpowiednią postawę wobec osób, które spotkamy na naszych ścieżkach. Józef nic nie mówił, tylko uczynił to, co mu polecił anioł: „wziął Maryję do siebie”.
 
I na zakończenie: wydawać by się mogło, że to Józef jest głównym bohaterem dzisiejszej Ewangelii. Tymczasem głównym bohaterem Ewangelii jest Ten, któremu Józef ma nadać imię „JEZUS”, to znaczy ten, który przychodzi na świat, by zbawić świat od jego grzechów. „JEHOSZUA” – „TEN, KTÓRY ZBAWIA” pragnie wejść w pokiereszowany przez grzech świat i pokiereszowane relacje małżeńskie, rodzinne czy wspólnotowe. JEZUS pragnie wejść do naszego/mojego poranionego grzechami serca i je uwalniać, leczyć.
 
Głównym bohaterem Ewangelii jest „EMMANUEL”, ten na którego czekamy, to znaczy „BÓG Z NAMI”. Bóg, który nie przygląda się nam z wysokości nieba, ale staje tuż, tuż obok… Jest Bogiem z nami tzn. jest słabym jak my, dzieli los Dziecka poczętego bezbronnego i ufającego swoim rodzicom i tak bardzo potrzebującego oparcia w swoich rodzicach. On, Emanuel, dzieli z nami wiele sytuacji niezręcznej ciszy czy życiowych burz. Prośmy więc dziś przez przyczynę św. Józefa, byśmy umieli oprzeć się jak On na Bogu i na Słowie Boga, byśmy w spotkaniu z Bogiem umocnili swoją nadzieję, i mogli być dla innych oparciem.
 
Ks. Piotr Szyrszeń SDS