logo
Czwartek, 28 marca 2024
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 
Rok B - 12 niedziela zwykła

Życie chrześcijanina
Ks. Rafał Masarczyk SDS 2009-06-21
Job 38,1.8-11; 2 Kor 5,14-17; Mk 4,35-41
Siostra Ruth Pfau w swojej książce „Kochaj i rób co chcesz” zauważa, że w życiu trzeba wiedzieć co jest ważne. Dla niej sprawiedliwość jest ważna, oraz aby nie być powodem bólu u drugiego człowieka. Sprawiedliwość społeczną była dla niej zawsze bardzo ważnym punktem jej systemu wartości. Gdy spotykała się z niesprawiedliwością to reaguje bez zastanowienie i bez kalkulacji czy się opłaca. Merkantylizm – jej pisze - jest niezgodny z nauką Chrystusa. Cena za taką postawę może wyglądać różnie i nie chodzi tu o cenę w sensie materialnym. Rezultatem takiej postawy jest dobro jakie otrzymujemy, nie zawsze jest ono widoczne na zewnątrz, czasami dla otoczenia nie jest ono wartościowe. Otoczenie czasami nie akceptuje naszego postępowania bo go nie rozumie. Nie jest to żaden dramat to zwykłe codzienne zranienia. Musimy się zgodzić z tym, że każde ludzkie spotkanie niesie za sobą możliwość wzajemnego zranienia. Jeśli się do siebie zbliżamy to jest niemożliwe, żeby do wzajemnego zranienia nie doszło. Odgrodzenie się od tego jest odgrodzeniem się od życia. Istnieje oczywiście pytanie na ile zranień jesteśmy w stanie znieść. Możemy oczywiście tych doświadczeń unikać, bo czynią nas nieszczęśliwymi. Ale unikać negatywnych doświadczeń to jest równoznaczne z unikaniem pozytywnych przeżyć. Taka postawa jest skazywaniem siebie na pewne nieszczęście. Oczywiście nie znaczy to, że powinniśmy szukać negatywnych do świadczeń, gdyby tak było bylibyśmy masochistami.
 
Siostra Ruth patrząc wstecz na swoje życie stwierdza, że niczego nie żałuje i żadne z doświadczeń życiowych nie usunęłaby ze swojego życia. Człowiek potrafi widzieć światło tylko wtedy gdy zgadza się zaakceptować cień. Inaczej wszystko staje się banalne. Życie bez żadnego cierpienia i problemów byłoby dla niej nieco nudne. Chociaż nigdy cierpienia sobie nie życzyła, ani go dobrowolnie nie wybierała. Wśród wszystkich doświadczeń najważniejsze jest to, że czuła się kochana. Była potrzebna innym ludziom, a także spotkała ludzi którzy ją akceptowali, taką jaka była. Oraz, że istnieje ktoś kto nigdy swojej akceptacji nie cofa, tym kimś jest Chrystus.
 
Siostra podkreśla, że potrzebna jest modlitwa się o łaskę wytrwałości i o to by nigdy cel swojego życia nie stracić z oczu. Siostra Ruth wymienia także życzenia. Życzy sobie by nigdy nie musiała doświadczyć tortur, określa siebie jako mało odporną na cierpienia fizyczne. Życzy sobie by jej współpracownicy nie stracili swojej autentyczności i potrafili zawsze iść pod prąd pewnych kulturowych wymagań. Żeby potrafili oceniać ludzi nie ze względu na posiadane bogactwo, jak to czyni dzisiejszy świat, ale ze względu na to kim są, że są dziećmi Bożymi. Powinniśmy pozwolić zaliczać siebie do głupców, musimy pamiętać, że Bóg jest z takimi głupcami.
 
Śmierć jest dla mnie atrakcyjna, ze względu na moją wiarę – pisze siostra – gdyż śmierć jest drzwiami do prawdy i do innej rzeczywistości. Problemem zostaje umieranie, gdyż jak sama siebie określa nie jest odporna na cierpienie. Chciałaby umrzeć bez wielkiego cierpienia. Jeżeli w głowie pojawia się czasami pytanie, „czy rzeczywiście życie po śmierci jest?, należy pytanie to traktować jako pokusę. Nie ma bowiem bardziej sensownej odpowiedzi na pytanie o życie wieczne, niż ta jaką daje chrześcijaństwo.
 
Ewangelia mówiąca nam o tym jak Jezus uciszył burzę na morzu może być tłumaczona na różne sposoby. Ona jest relacją pewnego zdarzenia, ale także możemy w niej widzieć symboliczną sytuację życia duchowego człowieka. Jak zauważyła s. Ruth bliskość innych ludzi może być w naszym życiu źródłem zranień. One często wywołują w nas burzę emocjonalną, żal, poczucie krzywdy i różne lęki. Rozum często nam mówi byśmy wybaczyli i mamy takie intencje, a negatywne uczucia pozostają. Mówimy wtedy, chcę a nie potrafię wybaczyć. Może w takich sytuacjach należy prosić Jezusa by wyciszył naszą wewnętrzną burzę, On bowiem jest władzą mórz, ale także władcą naszych emocji i może nam pomóc je wyciszyć.
 
Burza na morzu może symbolizować także różne tragiczne wydarzenia w naszym życiu, bywają przecież takie okresy, gdy wszystko człowiekowi wali się na głowę, gdy dotyka nas jakieś nieszczęście lub śmierć kogoś bliskiego, jest to sytuacja burzy życiowej. Wtedy możemy wołać do Boga Panie ratuj nas bo toniemy. Chrystus na pewno nie zostawi nas samych, na pewno poda nam swoją pomocną dłoń. Czasami sam fakt, że potrafimy te chwilę przetrzymać jest owocem jego cichej obecności.
 
ks. Rafał Masarczyk SDS